Każda podróż może być w nieznane
Mam w swoim życiu biznesowym takie okresy kiedy zmartwienie goniło zmartwienie. I co ciekawe, kiedy szła „lawina trudności” to chciała zabrać absolutnie wszystko co stało na jej drodze. Kiedy kładłem się spać, mój kalendarz zapełniał się rzeczami do zrobienia i historiami, z którymi jutro należy się zmierzyć. Były tam rzeczy, które poddawałem dogłębnej analizie i starałem się przewidzieć wszystkie możliwe scenariusze.
Kładłem się spać z poukładaną „na jutro” głową i wstawałem rano gotowy do walki, jednak w trakcie dnia pojawiały się dodatkowe sprawy (takie bonusy), które nawet nie przychodziły mi na myśl, że mogą się wydarzyć. A jednak. Jak się dzieje, to się dzieje.
Często śmiałem się, że ta „jazda bez trzymanki” powoduje, że już nic nie nie jest w stanie mnie zaskoczyć. I faktycznie, czasami było tak, że moją reakcję na kolejną „trudną historię” był śmiech, że „nie takie imprezy się kładło” (śmiech).
Takie historie przechodziłem i przechodzę nie dając po sobie niemalże poznać, że dzieje się coś, co zaprząta moją głowę i z czym sobie nie radzę. Jednak chciałbym Ci opowiedzieć, jak to jest naprawdę i czego akurat ja nauczyłem się z takich doświadczeń i kiedy przychodzą jak sobie z tym radzę.
Po czym rozpoznaję sztormy
Kiedy w moim życiu zaczyna dziać się coś bardziej wymagającego obserwuję u siebie bardzo gwałtowne wzrosty energii oraz jej spadki. Jednego dnia potrafię pracować na pełnych obrotach nie zwracając uwagi, że właśnie mierzę się z naprawdę nieciekawymi doświadczeniami. A drugiego dnia przychodzi refleksja, że przecież trzeba dobrze przeanalizować to co się dzieje, bo to kluczowa kwestia.
Wiele lat funkcjonowałem nie dostrzegając tego schematu. Jednak po kilku takich powtórzeniach dostrzegłem zasadę. Zawsze działa tak samo. Energia – refleksja, energia – refleksja. Każde z nich potrafi trwać po kilka dni, a czasami nawet zdarza się, że utrzymuje się tydzień. Taki długi okres ma tylko energia działania. Refleksja nie trwa więcej niż dwa dni. Jednak każda z tych emocji jest u mnie zawsze bardzo silna. Zaprząta moją głowę na tyle, że zanim położę się spać analizuję lub planuję. Kiedy wstaję również analizuję lub planuję. I tak w kółko. Jakby wyłączam się z innych aktywności.
Kiedy zauważyłem ten schemat przyszła lekcja o tym, że to czas kiedy coś się dzieje, co powoduje, że działam inaczej niż zazwyczaj.
Zazwyczaj działam spokojnie, rozważnie, na wesoło i z zaangażowaniem w realizację marzeń czy pasji.
Jednak przychodzą i inne okresy, te burzowe. Nadchodzące sztormy mój wewnętrzny Robert bardzo szybko wyczuwa. O wiele szybciej niż ten codzienny, zewnętrzny. Wyłapuje jakieś sygnały z otoczenia, które wpływają na to, że zaczynam działać w ogromnych intensywnościach, o wiele szybciej, czasami skuteczniej, czasami też mniej rozważnie. Jednak zawsze wtedy odbieram o wiele więcej lekcji.
Dlaczego się tym z Tobą dzielę? Jest tych powodów co najmniej dwa.
- Od kiedy zauważyłem u siebie taki schemat, potrafię skuteczniej zapobiegać wpadaniu w taki rytm mieszanki wysokich energii i głębokich refleksji, który w rezultacie zawsze prowadzi mnie do sporego, naprawdę sporego zmęczenia fizycznego i psychicznego.
- Jestem gotowy na przyjście sztormu, bo zaopatruję się w większość niezbędnego ekwipunku, aby nie tylko przetrwać burze, ale jeszcze nauczyć się czegoś, z czego skorzystam ja i otaczający mnie ludzie.
A przecież tak jak każdy odczuwam. Odczuwam trudy i ponoszę konsekwencje każdego mojego działania. I nawet kiedy wszystko na zewnątrz wygląda jak słoneczny i dobry dzień, bardzo często w środku trwa taki sztorm, że trudno to opisać. Nauczyłem się panować nad takimi burzami w sobie i chociaż mam jeszcze wiele przed sobą, to chętnie podzielę się tym co już mam.
Czym szybciej odkryjesz swój schemat, tym większe będziesz miał szanse, aby łatwiej przechodzić niepogodę. Tak sobie myślę, że możesz teraz powiedzieć, że u Ciebie jest wszystko w porządku i nie rozumiesz o czym właśnie piszę.
Piszę o tym, że prowadząc biznes sztormy to nieodłączny element podróży, a dobre przygotowanie i sprzęt może spowodować, że burza, tak jak słoneczny dzień będzie tylko pogodą, a nie czymś wyjątkowym. Piszę o tym, że jak przyjdą sztormy, a przyjdą – pięknie potrafią przechodzić to Ci, którzy zawczasu dostrzegli co się dzieje i byli na dodatek przygotowani na takie historie. Dzisiaj jest szansa, że może przyjrzysz się temu dokładniej i dzięki temu, będziesz bardziej bezpieczny w swoich przestrzeniach. Tak naprawdę nie dotyczy to tylko biznesu, ale również naszej codzienności. Bo przecież sztormy są i tam. A dzisiaj kiedy flauty do sztormu dzielą sekundy, taka umiejętność może być wyjątkowo przydatna.
Przedstawię Ci 5 elementów mojego ekwipunku, który skutecznie pomaga mi pływać po morzach i oceanach (ale, się te metafory żeglarsko-morskie wdarły w tekst). Dzięki nim łatwiej mi odnajdywać drogi do siebie, kiedy muszę mierzyć się z tym co najtrudniejsze czyli z niemocą. Może coś z tego Ci się przyda, bo u mnie działa, to może i zadziała u Ciebie, wtedy kiedy przyjdzie na to pora.
Czy statek, może zatonąć?
Czy odpowiedź na to pytanie jest skomplikowana? Oczywiście, że nie. To pytanie samo w sobie niesie odpowiedź. Oczywiście, że każdy nawet najlepszy statek jest narażony na takie ryzyko. Pomimo, że każdy budowniczy stara się skonstruować statek, tak aby był jak najbardziej bezpieczny, nie można wykluczyć zatonięcia.
A czy pomimo tego, że jest taka możliwość, boisz się płynąć statkiem?
Rzadko słyszy się o kimś, kto czuję lęk, czy obawę przed rejsem. Zazwyczaj padają słowa, że to będzie fajna przygoda.
Tak samo jest z biznesem. Nigdy problem nie leży w tym, że on istnieje. Zawsze jest ryzyko, że się przewróci i będzie trzeba wsiąść do szalupy ratunkowej. Ważne jest, aby ta szalupa była. A kiedy już powrócimy do portu, aby być gotowym na zbudowanie kolejnego statku.
Kiedyś podczas jednej z rozmów z moim Przyjacielem o tym, że biznes może przeżywać kryzys z którego się nie podniesie. padły słowa o tym, że jeżeli budujesz coś przez „naście” lat, to zdobywasz również ogromne doświadczenie. I faktycznie czasami okoliczności po tylu latach przychodzą/pojawiają się takie, że nie widzisz rozwiązania jak wyjść z biznesowego kryzysu. I trzeba coś zakończyć. Jednak konkretnie tego jedneo przedsięwzięcia, a nie wszystkich innych, które są na świecie. Wtedy właśnie padły słowa: „Jeżeli budowałeś ten biznes przez „naście” lat, ile czasu zajmie Ci zbudowanie kolejnego, innego biznesu, skoro znasz tak wiele odpowiedzi?”. Odpowiedź na to pytanie mieliśmy taką samą: „nie więcej niż połowę tego czasu”.
Dokładnie tak. Mój pierwszy port do którego zawijam, kiedy jest wymagająco biznesowo, to myśl, że biznes jest tylko fragmentem życia, a nie całym życiem. Jak nie ten to następny. Oczywiście, zawsze należy zrobić wszystko co w mojej mocy, aby wyjść z opresji biznesowych, jednak to zależy zupełnie od innych czynników, niż to, że prowadzę biznes. Samo prowadzenie nie oznacza niczego konkretnego, jednak umiejętności, które są potrzebne do tego, aby być przedsiębiorcą, to ekwipunek, który w każdej branży jest dość podobny.
Kiedy przywiązywałem się myślą, do tego jednego biznesu (a kiedyś tak było), faktycznie ciężko mi było ruszyć nawet z samym sobą dalej. A kiedy zrozumiałem, że walczyć trzeba do końca, a jak nie uda się wyjść w tym biznesie, to należy zbudować przysłowiowy „kolejny statek”, wszystko nabrało innego wymiaru i jest zawsze łatwiej walczyć o wygraną.
I na koniec tego pytania. Nigdy się nie poddaję, zanim nie wykorzystam wszystkiego co mam. Jednak to co mam w środku, swoje emocje, rozterki zawszy wymagają dbałości o nie i to o czym napisałem, jest takim właśnie kołem ratunkowym dla mojego wewnętrznego spokoju, aby mieć siłę mierzyć się z tym co bywa wymagające.
Najlepszym sposobem na szybkie przygotowanie statku do burzy jest dobra załoga
Prawda stara jak świat. Dzisiaj działania w pojedynkę, jakby z zasady zwiększają ryzyko przedsięwzięcia, nie przekreślają, jednak zwiększają ryzyko. I nie mam tutaj na myśli, że każda firma musi posiadać kilku, kilkunastu, czy tysiące pracowników. Nie to mam na myśli mówiąc o zespole.
Każda firma musi mieć współpracowników. Gromadzić partnerów, którzy stają się nie tyle co bezpośrednim zespołem, co bardziej pośrednim, czyli uczestniczącym w sukcesie. Są po prostu załogą, która powoduje, że statek dopływa do celu. I chociaż często jest tak, że każda część załogi ma wyznaczone swoje cele, jednak myśląc o tworząc załogę, warto uważnie przyglądać się temu, czego potrzebuje partner, aby osiągnąć swój cel. Kiedy widzimy tylko „swoje”, ludzie prędzej czy później pójdą swoją drogą. To bardzo naturalne, bo każdy robi tak samo, ja również.
Dlatego pisząc o zespole, od kiedy to zauważyłem, staram się gromadzić wokół siebie ludzi z różnych miejsc świata i z różnych branży, którzy dzięki mnie również zabierają coś dla siebie. I pomimo, że na co dzień czasami nie mamy nic biznesowego, to mimo to, jest zespół. Zespół, który może uruchomić się właśnie w kryzysie.
Prawnicy mówią, że umowy pisze się na złe czasy. Bo faktycznie, kiedy umowa powstaje emocje są inne, chęci są inne, otwartość jest inna, wszystko jest inne. Tak samo z zespołem w moim rozumieniu. Być może dzisiaj dajemy sobie wartość, która nie przynosi korzyści takich biznesowych w liczbach. Jednak kiedy przyjdzie czas próby, zespół się obudzi i wtedy będzie widoczne, jak warto tworzyć załogę w każdym swoim działaniu i stale poszerzać jej kręgi.
Podsumowując to jednym zdaniem: dobra załoga to nasze otoczenie, które rośnie dlatego, że każdy otrzymuje wartość i dba o siebie nawzajem. To według mnie jeden z najważniejszych czynników sukcesów biznesowych – dbałość o innych ludzi – zawsze, w każdym momencie.
Mapa musi aktualna, nie jest najlepiej, kiedy jest to mapa od dziadka z 1956 roku
Kiedy jechałem na swój pierwszy biwak na Roztocze Środkowe mój tata wyciągnął mapę, dał mi ją i powiedział, że mi się przyda. Czułem, że to świetny pomysł, bo plecak, finka, termos, śpiwór, puszki, buty, kurtka od deszczu i do tego mapa – stanowiły dobre wyposażenie na pierwszy w życiu biwak, gdzie będę wędrował przy każdej pogodzie i warto też nie zgubić drogi.
I faktycznie podczas wędrówki stało się tak, że utknęliśmy gdzie w roztoczańskich lasach i niespecjalnie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Wyciągnąłem swoją mapę. Intencja taty była naprawdę dobra, jednak mapa była stara i w terenie wiele dróg już nie istniało, a było wiele nowych. I co prawda gdzieniegdzie faktycznie wszystko było na niej właściwe, jednak kiedy potrzebowałem najbardziej, zawiodło. Była nieaktualna.
I drugie podobne doświadczenie, kiedy zrozumiałem co znaczy aktualna nawigacja. Podczas studiów MBA mieliśmy takie zajęcia kiedy byliśmy uczestnikami zintegrowanej symulacyjnej gry biznesowej „Marketplace” trwającej kilka dni. Zbudowana była z 8 sesji, w której w zespołach rozwijaliśmy biznes międzynarodowy podejmując przeróżne działania mające doprowadzić do ekspansji na rynek, jak również w domyśle cały czas była rywalizacja (nie potrafiliśmy z niej zrezygnować).
Już po dwóch sesjach okazało się, że płacenie za wiedzę, czyli kupowania aktualnych analiz powodu, że zespoły, którym nie szkoda było środków na takie zakupy, były o krok do przodu przed wszystkimi i osiągały najlepsze rezultaty. One po prostu miały aktualną mapę. Szybko to wychwycili wszyscy i zaczęliśmy chodzić ścieżkami, które były widoczne, a przestaliśmy błądzić marnując energię, czas i pieniądze.
To mój kolejny port do którego staram się zawijać jak najczęściej. Po to, aby wiedzieć co się dzieje. Bo moja wiedza i moje mapy bardzo szybko ulegają przedawnieniu i stają się nieaktualne. Na to nigdy nie szkoda mi funduszy, bo dzięki temu, że wiem, łatwiej nie tylko samemu chodzić, ale również poruszać się w zespołach, dla których również jest to wartością, że idzie z nimi ktoś, kto wie dokąd.
Ci co znają się na gwiazdach, w kieszeni mają również kompas
Czytałem kiedyś genialną powieść Sergiusza Piaseckiego „Kochanek wielkiej niedźwiedzicy”. To historia przemytnika, szpiega i naprawdę niezłego awanturnika, który przekradał się niemalże co noc przez granicę polsko-sowiecką i nawigował się głównie swoją intuicją i drogami, które pokazali mu koledzy. I ponieważ robił to zazwyczaj w nocy, a za każdym razem był narażony na ogromnie niebezpieczeństwo, więc świecenie latarką, czy korzystanie ze źródeł światła było ryzykiem, dlatego też jego drogowskazem była Wielka Niedźwiedzica na niebie. Dzięki niej potrafił docierać bezpiecznie do swojego domu. Czasami zdarzało się tak, że niebo było zachmurzone, jednak wtedy powtarzał sobie, że on (gwiazdozbiór) tam na niebie jest i jak tylko się odsłoni ruszy dalej, wystarczy chwilę poczekać. Czekał więc, a kiedy się pojawiała ruszał dalej.
Nakreślając ten port dla Ciebie, chciałem przekazać Ci lekcje o tym, że samo „znanie się” na biznesie nie wystarczy, jeżeli Twój kompas nie wskazuje wartości. Kiedy prowadzimy działania z ludźmi, największym skarbem i darem dla wszystkich jest nasza „Wielka Niedźwiedzica” – nasz kompas. Kiedy tracimy go z oczu, trzeba poczekać. Jeżeli jest, jeżeli faktycznie robisz, to co jest naprawdę ważne, naprawdę ma dla Ciebie sens i wartość – jest kompasem, który nie tylko pomaga Tobie zawsze docierać do domu, ale również przyłączają się ludzie, którzy swój kompas dopiero muszą zdobyć.
Ja niejednokrotnie podróżowałem bez kompasu. To wędrówka ciekawa, niebezpieczna, na którą trzeba mieć naprawdę twardy kręgosłup. Jednak kiedy znalazłem swój kompas, wędrówka stała się wartościowa, moja i przyłączyli się ludzie, którzy chętnie podróżują razem ze mną w poszukiwaniu swoich kompasów.
Jeżeli masz swoją Wielką Niedźwiedzicą, swój cel, swoją wartość naprawdę trudno będzie falom przykryć to co budujesz. Zawsze, nawet spod największej fali będzie widać kawałek nieba, a wtedy już będziesz wiedział, w którą stroną podążać, aby dojść tam gdzie chcesz.
Kamizelka ratunkowa nie gwarantuje całkowitego bezpieczeństwa
Na każdym statku przy szalupach ratunkowych znajdziemy również kamizeli ratunkowe. I sam fakt, że na statku istnieją te systemy bezpieczeństwa, poczucie człowieka, że jest w porządku wzrasta wielokrotnie. I kiedy faktycznie przychodzi niebezpieczeństwo (to znamy najczęściej z filmów i opowieści, tych którzy doświadczyli), pierwsze co robią ludzie, to bieg do szalup oraz nałożenie kamizelki ratunkowej.
I pomimo, że to nie gwarantuje 100% bezpieczeństwa, to właśnie to oraz nasza wiara pozwala nam walczyć o życie.
Piszę o tym, że w biznesie jest dokładnie tak samo. Potrzebujemy na zapleczu mieć szalupę i kamizelką ratunkową. Dodaje nam to nie tylko odwagi, sam fakt, że jest, ale również pomaga podejmować decyzje.
Taki przykład z mojego startu jako inwestor giełdowy. Moje pierwsze działania nie były zbyt rozważne. Faktycznie pierwsza inwestycja była realizowana na niewielkich środkach, aby się nauczyć. Jednak kiedy zobaczyłem jak działa mechanizm i chciałem „rozegrać po swojemu” rundę giełdową, włożyłem środki na giełdę, które stanowiły większość moich oszczędności. Cały czas towarzyszył mi strach o zainwestowane pieniądze, a to nie wspierało mojej psychiki, która męczyła się bardzo, bo z jednej strony chciała korzystać z narzędzia finansowego, a z drugiej strony, bała się, że jeżeli popełnią błąd stracę zbyt dużo i zostanę bez poduszki bezpieczeństwa. I niestety chęć ryzyka zwyciężyła i zobaczyłem to co znaczy stracić zbyt wiele. Bolało, oj bolało.
Jednak to była lekcja, którą widocznie musiałem odrobić. Zrozumiałem, że aby działać odważnie i jednak nadal rozważnie, potrzebuję mieć czystą głowę. Która potrafi podjąć ewentualne ryzyko, jednak ze świadomością, że na zapleczu jest szalupa i kamizelka ratunkowa. Naprawdę to buduje moją zupełnie inną przestrzeń działania.
Odbyłem wiele lekcji bez kamizelki, wiem, że nie warto. Po prostu łatwiej się spalić i leżeć rozciągnięty na deskach, bez siły do podniesienia się.
Jednak na szczęście uczę się i wyciągam wnioski również z takich doświadczeń. Prowadząc biznes stale buduję swoją poduszkę finansową niezależnie od tego, czy jest dobrze czy źle. To trzeba robić stale. To jak mantra powinna być wtłoczona do głowy każdego przedsiębiorcy. Takie myślenie zwyczajnie chroni ludzi, wartości (które, w wymagających chwilach, również doświadczają huśtawek) i biznesu.
I chociaż kamizelka nie gwarantuje całkowitego bezpieczeństwa, pozwala wyruszyć śmiało z portu i budować kolejne coraz lepsze okręty, zespoły, rysować mapy oraz wzmacniać szalupy ratunkowe.
Kiedy zbliża się sztorm, zawiń do portu
Kiedy kłopot goni kłopot nie jest wcale łatwo. A jednak tak wielu ludzi przechodzi to dzielnie i wychodzi zwycięsko. Zazwyczaj jest tak, że wszystko wygląda zupełnie z perspektywy czasu. Jednak to właśnie czas, uczy nas jak należy postępować. Kiedy mówić stop, a kiedy biec naprzód, nawet jeżeli istnieje ryzyko.
Czas nie tylko wskazuje czego nie robić, on również uczy nas w jaki sposób podejmować ryzyka życia. Nie wszystkie ryzyka są złe. Ryzyko jest elementem życia. Warto o tym pamiętać. Je lubię je podejmować, jednak dzisiaj staram się również korzystać ze swoich portów, aby móc doświadczać ryzyka na zupełnie innym poziomie.
Jeżeli skorzystasz z lekcji to dobrze. Zupełnie nie warto, wywarzać otwartych drzwi. A kiedy zbierzesz swoje doświadczenia i Ty zapewne podzielisz się z innymi, aby podróżne innych ludzi mogły wyglądać inaczej, jeżeli tylko będą Oni tego chcieli.
Dobrych wiatrów.